kochani, to jest tak niezwykle, ze az bede pisac po polsku. wlasnie wysiadl prad przez chwila w kafejce w srodkowych chinach, gdzie teraz jestesmy (krok od klasztoru shaolin). chwile posiedzialam w ciemnosci, a potem sie zaczelam usmiechac do chinki obok. ona zero angielskiego, ja zero chinskiego. a teraz jestesmy razem w kafejce kilka ulic dalej. zaprowadzila mnie tu i zaplacila (?). mowila przy tym bardzo duzo i ciekawie, ale nie wiem zupelnie co. zrozumialam tylko jak pokazala na siebie i na mnie i ze idziemy i ze klikanie w klawiature. hmm. znaczylo ewidentnie "idziemy razem do innej kafejki?". zadzialalo! jeszcze nie wiem, jak to sie skonczy...:) siedzni na razie obok mnie i gada z jakims przystojnym chlopakiem przez chinskiego skypa. na przeciwko mam dziewczyne, ktora gada migowym przez kamerke internetowa. a komputer po chinsku kaze mi zgodzic sie na bardzo wiele rzeczy. chrl ma juz wszystkie moje dane za moja wlasna zgoda i potwierdzeniem, ze kocham komunizm i nigdy nie zdradze republiki. ale wrazenie jest niesamowite. dzielnica tez niezla. cala ulica pelna ludzi, straganow z jedzeniem, rowerow....
w ogole chiny to jeden wielki szok. przez rozne rzeczy. np. kazdy pipidowek tutaj (nawet malutkie miasteczko, tylko 700 000 ludzi) ma wiezowcow i szerokich ulic wiecej niz warszawie sie kiedykolwiek snilo. ujeli mnie zwlaszcza mostami i wiaduktami. genialne. uwielbiam!!! problem tylko taki, ze bieda tez przeswituje. i to bardzo czasem. ech, bede duzo opowiadac jak wroce.
juz za tydzien. buzia.
No comments:
Post a Comment