Pages

31 January 2007

500,000 DC

500 tys raczej nie, choć tyle podaje strona united for peace and justice. bbc mówi o 'tens of thousands' w waszyngtonie w sobotę na gigantycznym marszu przeciwko wojnie w iraku, a konkretnie przeciwko natępnym 21,000 żołnierzy, których bush chce tam wysłać.

piękny marsz, mnóstwo ludzi w różnym wieku, z różnymi (ale zawsze antywojennymi, nie jak w polsce) hasłami. kolorowo, muzycznie. ja się trzymałam bębniarzy z north carolina (bo wśród nich bębniła ali, nowy intern w szkole rc), więc było wesoło!

potem szlajałyśmy się obie po d.c., potem razem z thomasem, bratem meike (merci, maiker!!!). super miły wieczór najpierw z jego flatmatem, a potem w piątkę: ali, thomas, ja, shailesh i mauktik (poznani w tijuanie hindusi). każde z nas nie z waszyngtonu (oprócz ali, wszyscy non-american), żadnej osoby nie znam dłużej niż tydzień, a było super!).

mieliśmy iść na warsztaty w niedzielę, ale spaliśmy w przytulnym mieszkanku thomasa do 11.30... starczyło czasu tylko na spacer, śniadanie na farmer's market i muzeum sztuki afrykańskiej i trzeba było nam do philly wracać.

a tam prosto na fundraising show w koresh dance studio (gdzie mnie jazzu uczą). ŚWIETNY!!!

foto z marszu niedługo!!

25 January 2007

polowanie na czarownice

kolejny intensyny tydzień zakończony warsztatem w virginii (9h samochodem...). warsztat dla nastolatków super udany. jestem już mistrzem świata w graniu w football i siłowaniu się z piętnastolatkami (starsi są już dla mnie za silni...:)). w drodze powrotnej zgubiliśmy się. jakimś cudem wszystkie drogi w virginii prowadzą do louiza, nawet te z niego wychodzące... więc przez zalodzony deszcz, 12h w aucie.


w poniedziałek niemowlaki i spowrotem do auta. tym razem z czwórką 10-latków. do kutztown, na pennsylvańską wieś, gdzie żyją pennsylvania dutch. czerwone stodoły z hex signs, czyli odstraszaczami czarownic. szlajanie się od jednego brata chucka do drugiego i nartowanie na całkowicie sztucznie naśnieżonej górze w bear creek (bo śniegu nadal nie ma...)

teraz spowrotem w phila i planuję wypad do waszyngtonu na march on washington www.unitedforpeace.org ...

15 January 2007

ostatnio

a ostatnio dobry warsztat dla społeczności new jersey i impreza urodzinowa Tary. sto lat:)

w szkole nadal dobrze. dużo nowości się zapowiada: nowe warsztaty, spotkania, bowl-a-thon, czyli impreza kręglowa i MALOWANIE MURALU W SZKOLE. innymi słowy wymalujemy caaały korytarz wzdłuż schodów. na razie wersja jest taka: duuuuże drzewo, z korzeniami i budkami dla ptaków i każde dziecko i każdy dorosły namaluje swój liść, swoje stworzonko, dżdżownicę, ptaka, co tylko mu w duszy zagra. już się nie mogę doczekać!!!

naj

to jest kraj naj. a philadelphia jest już najbardziej naj. ma największy park (miejski) na świecie - Fairmount Park. City Hall miał być najwyższym budynkiem na świecie, ale wieżę Eiffla skończyli w międzyczasie, więc nigdy nie był. ale i tak jest naj. to najwyższy murowany budynek użytkowy na świecie! Hura :) Philadelphia ma też najwyższy wieżowiec w Stanach pomiędzy Nowym Jorkiem a Chicago oraz największy współczynnik zabójstw w przeliczeniu na mieszkańca.

11 January 2007

ech

i jeszcze ciekawe w philadelphia inquirer dziś rano: przegłosowali pierwszy raz od 10 lat podniesienie płacy minimalnej!!! hurrra demokraci! a bush przyznał się osobiście do błędów (szok, co?). szkoda tylko, że chce jeszcze więcej wojsk do iraku posłać i bombarduje somalię...

nareszcie

nareszcie mam chwilkę na sprawozdanie z meksyku. duuużo by pisać...

w skrócie: autostopowanie (i z rzadka autobusowanie) z san diego do cabo san lucas i spowrotem. czyli przez cały półwysep baja california (zachodnie wybrzeże... szukaj czerwonych kółeczek :))


najpiękniejsze:
* deszcz na pustyni i fioletowe i żółte kwiatki, które się po nim pojawiły
* kaktusy kaktusy kaktusy
* spotkania z autostopodawcami - wszyscy przemili, ciekawi, gotowi zawieźć nas gdzie tylko chcemy i jeszcze obdarować (i najchętniej pewnie adoptować)
* wieloryb. żywy i prawdziwy. a po drodze do niego delfiny, foki i prześmieszne pelikany
* dolina palm na pustyni, czyli san ignacio
* panie żarujące podczas pracy w tortilleriach
* chmara dzieci na nowych rowerkach pierwszego dnia świąt w tijuanie
* skaliste wyspy na morzu corteza (california gulf) i wiatr
* no i pyziołek mój naukochańszy oczywiście!

dużo pięknych zdjęć na www.picasaweb.google.com/kasiou

teraz spowrotem w phila, warsztat dla młodych ludzi dobry (choć nie fantastyczny) i wreszcie znowu z moimi młodymi tutaj, za którymi tęskniłam serio!

05 January 2007

meksiko

jestesmy juz spowrotem. meksiko piekne, autostopowanie udane bardzo, pyziolek kochany. zaraz umykam na warsztaty dla mlodych ludzi (nareszcie jako uczestnik!!!), wiec wiecej szczegolow w niedziele!! na smaka, rzuce tylko kilka foto:)